Geoblog.pl    minirtw    Podróże    mini RTW    Zielono mi
Zwiń mapę
2009
17
cze

Zielono mi

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Waitomo Caves
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 43348 km
 
Po wyspie północnej obiecywaliśmy sobie dość sporo, nie ukrywajmy: ma trochę zmienić nasz aktualny obraz NZ jako wielkiej dziury. Przede wszystkim miało być tu bardziej ludnie i mniej górzyście, a co za tym idzie: cieplej. Niestety już pierwszego dnia przekonaliśmy się, że tropiki to nie będą i pomimo pokonania ponad 1000 kilometrów na północ ciągle pogoda nie rozpieszcza.
Po przylocie do Auckland i wynajęciu kolejnego campervana postanowiliśmy pozostawić jedyną metropolię na deser i ruszyliśmy na południe. Pierwszy punkt programu: jaskinie w Waitomo. Jak się dość szybko okazało już droga była ciekawa sama w sobie, gdyż prowadziła przez zielone, wyżłobione pagórki, które przypominały pustą foremkę o fantazyjnym kształcie: szczyty były zwyczajne, a wyżłobienia zaczynały się bliżej doliny.
Już na dwa kilometry przed Waitomo zaraz przy drodze powiewały dwie wielkie flagi ze znaczkiem informacji. Po raz kolejny się sparzyliśmy, gdyż już nie pierwszy raz w NZ okazało się, że miejsce to, niczym rodem z Azji, z informacją turystyczną za wiele nie ma wspólnego, a jest niczym innym jak biurem organizującym wycieczki. W samej mieścinie udało nam się znaleźć prawdziwą informację turystyczną, a tam poinformowano nas, że większość jaskiń leży na prywatnych gruntach i by je zwiedzać trzeba wykupić specjalne, organizowane przez właścicieli wycieczki. A to ciekawostka. Ogólnie dostępna jest tylko jedna z nich- jaskinia PiriPiri, położona dość daleko, bo aż 28 kilometrów stąd. Wsiedliśmy więc w samochód i ruszyliśmy, a drogę urozmaiciły nam dwie krótkie trasy piesze: do wodospadu Marokopa i do naturalnego, skalnego mostu.
Sama jaskinia, jakkolwiek duża i bogato zdobiona stalaktytami i stalagmitami była dość przerażająca, gdyż panowały w niej egipskie ciemności. Mnie osobiście znacznie więcej radości sprawiła wędrówka do jaskini, w trakcie której okazało się, że zostałam obdarzona nadzwyczajnymi zdolnościami. Był zaklinacz koni, jest i zaklinaczka krów, które za każdym razem, aż do znudzenia na moje muczenie odpowiadały potężnym rykiem :D
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
tonik
tonik - 2009-06-19 09:58
Hej hej :)

Nadrobiłem wszystkie zaległości w czytaniu :):):) i znów jestem na bieżąco.

Pozdrowienia z Poznania!

t;)

PS Specjalnie dla martyny: Muuuuuummuuuuuuu :P:)
 
asiaileszek
asiaileszek - 2009-06-20 22:49
Okazuje się, że niektóre nieloty latają a Martynka wykazała się niezwykłym refleksem:-)
Też myśleliśmy, że pnąc się w stronę równika powinno być deczko cieplej…Jakoś musicie przetrwac te chłody, już niedługo będzie lepiej.
Prezentowane okolice wyglądają bardzo sympatycznie…Jest taki polski film..”Gdzie woda czysta i trawa zielona” – pasuje jak ulał do tych zdjęć:-)
Zastanawiamy się tylko, co Martynka chciała przekazać rogaciźnie i co te miały do pomuczenia???
Pewnie zostanie to ich słodką tajemnicą...:-)
Szerokiej!
 
 
minirtw
Daniel Drążkiewicz i Martyna Kołodziejska
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 107 wpisów107 267 komentarzy267 1375 zdjęć1375 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
31.01.2009 - 09.08.2009