Canberra to owoc kompromisu, zgniłego kompromisu. Do 1901 roku na kontynencie australijskim istniało sześć oddzielnych brytyjskich kolonii, z których każda upierała się przy własnej strefie czasowej, wydawała własne znaczki, wprowadzała restrykcyjne cła na granicach, nie potrafiono się nawet dogadać w sprawie szerokości torów kolejowych. Po latach mozolnych zabiegów dyplomatycznych, które znacznie przyspieszyła ostra susza i recesja, kolonie zgodziły się na powstanie federacji- Związku Australijskiego.
Nie udało się jednak dogadać, które z istniejących miast ma być stolicą, więc młody rząd postanowił tę stolicę wybudować. Po siedmiu latach przepychanek, dwóch komisji parlamentarnych i niezliczonych debat, zapisano w konstytucji, że stolica znajdzie się gdzieś na terenie Nowej Południowej Walii, ale co najmniej 160 kilometrów od Sydney. Tyle wytargowało Melbourne, tymczasowa stolica Związku.
Nowa Południowa Walia przekazała wskazaną przez parlament działkę o powierzchni 2526 km2 malowniczo usytuowaną na płaskowyżu i tam właśnie powstało Australijskie Terytorium Stołeczne. Słowo „Canberra” w języku plemienia aborygeńskiego oznacza „kobiece piersi”. Wprawdzie w języku innego plemienia oznacza ono „miejsce spotkań”, ale jesteśmy przekonani (oczywiście Daniel jest), że chodziło o to pierwsze tłumaczenie :)
Budowa miasta od podstaw rozpoczęła się w 1913 roku, ale I WŚ znacznie te prace spowolniła i parlament przeprowadził się tu dopiero w 1927 roku. Rozwój miasta był jednak nadal bardzo powolny- warto wspomnieć, że jeszcze pod koniec lat 40-tych Canberra liczyła jedynie 15 tysięcy mieszkańców. Obecnie nadal jest to bardzo nietypowe miasto. Stolica 20-sto milionowego państwa liczy zaledwie 300000 mieszkańców i dosłownie półtora kilometra od budynku parlamentu- ścisłego centrum- pasie się bydło.
Centrum wygląda imponująco: pełne potężnych budynków, przede wszystkim użyteczności publicznej, logicznie zaplanowane, przestrzenne, ale…wymarłe. W środku tygodnia, w samo południe, niespiesznie przekraczaliśmy wielkie trzypasmowe szosy w sercu miasta. Samochody? Śladowe ilości.
Obrodziło natomiast w budynki parlamentu- są dwa: stary i nowy, z czego ten nowy uznawany jest za niebywałe osiągnięcie współczesnej architektury. Zwieńczony 81-metrowym masztem rzeczywiście robi wrażenie. Co ciekawe, na budowę tego kompleksu zorganizowano narodową zrzutkę: każdy obywatel Australii (również dzieci!) obowiązany był wpłacić 70 dolarów, co dzięki czemu każdy z obywateli czuje się po części jego właścicielem.
Nietypową inicjatywę obywatelską można natomiast zaobserwować przed starą siedzibą parlamentu. Od ponad kilkudziesięciu lat znajduje się tam założona przez Aborygenów„ambasada namiotowa”, czyli miasteczko namiotowe powstałe na znak protestu przeciwko państwowej polityce wobec tej części społeczeństwa. Od tej pory miejsce to stało się symbolem wszelkiego ruchu oporu wobec państwa.
Po południu udaliśmy się nad jezioro Griffina, znad brzegów którego mogliśmy podziwiać złoto-rdzawe barwy jesieni, a następnie mieliśmy okazję uczestniczyć w codziennej uroczystości zamknięcia Mauzoleum Poległych, czyli miejsca w którym wspomina się wszystkich australijskich żołnierzy poległych na frontach różnych konfliktów zbrojnych.