Moje urodziny postanowiliśmy świętować zapraszając Emily i Jona na lody. Emily i Jon to nasi szanghajscy gospodarze. Pochodzą z Południowej Dakoty i dwa lata temu przyjechali tu jako przedstawiciele amerykańskiej firmy produkującej wielkoformatowe telewizory LED, czyli tzw. telebimy. Ich firma- wiodąca na światowym rynku, dzierży rekord największego ekranu na świecie, znajduje się on na boisku futbolowym w Teksasie i ma on 800 m2 powierzchni.
Z racji zamiłowania Chińczyków do wszystkiego co się świeci, a także z powodu igrzysk w Pekinie, a teraz Expo 2010 w Szanghaju, na brak pracy nie mogą narzekać. Mieszkają w super eleganckim apartamencie na 22 piętrze, z którego rozciąga się panorama na szanghajskie wysokościowce. Gdyż Szanghaj to miasto wieżowców i pięknych stylowych kamieniczek w zachodnim stylu z początku ubiegłego stulecia. Jeśli mieć przyrównać go do jakiegoś zachodniego miasta to zdecydowanie byłby to Nowy Jork. Tylko w bardziej skośnookim wydaniu :) Dużym problemem, jak oczywiście wszędzie w Chinach, jest zanieczyszczenie środowiska. Duszący smog, który towarzyszył nam przez całe cztery dni, istotnie ogranicza widoczność i sprawia, że nocą nad miastem unosi się złotawa, nieciekawa łuna.
Dlaczego architektura Szanghaju jest tak na wskroś zachodnia? Gdyż miasto to zostało od podstaw stworzone przez Europejczyków, początkowo Brytyjczyków, do których następnie dołączyli Francuzi, a później Rosjanie z obozu białych. Z maleńkiej rybackiej wioski stworzyli prężny port handlowy. Największe wrażenie robi dzielnica francuska, z małymi romantycznymi uliczkami i Bund, czyli nabrzeże zabudowane przez Brytyjczyków stylowymi gmachami. No a później zostały do tego dodane setki szklanych wieżowców, co razem czyni bardzo fajną, wielkomiejską mieszankę.
Szanghaj, w odróżnieniu od Pekinu, z całym przekonaniem można nazwać metropolią. W Pekinie czuło się beton- w dosłownym tego słowa znaczeniu, jak również beton partyjny i mentalny. Miasto to było sztywne, ciężkie, poddane wielu bezsensownym regulacjom i zdecydowanie nieprzyjazne. W Szanghaju od razu czuć większą lekkość i swobodę, jest więcej życia i kolorów.
Chcielibyśmy również podzielić się z Wami dwoma szokującymi opowieściami z cyklu pt. „Różnice kulturowe”:
1. Jeszcze w Pekinie zapytaliśmy się Nan czy jadła psa. Ona z lekkim zakłopotaniem odpowiedziała, że jak była mała to dość często, szczególnie zimą, gdyż jego mięso ma właściwości rozgrzewające. Do tego wszystkiego, wstyd się przyznać, bardzo jej ono smakowało, szczególnie skóra :/ Ale, kontynuowała, nie jest to jeszcze najobrzydliwsza rzecz, która jest jej przysmakiem. W stronach, z których pochodzi za największy rarytas uchodzi… kobiece łożysko. Z racji tego, że znajoma jej mamy pracowała w szpitalu położniczym, dość często dostawali telefon, że jest jedno na zbyciu… Rarytasy maja to do siebie, że są drogie i tu było podobnie- za sztukę życzą sobie 90 juanów, czyli około 45 złotych! Następnie jest to gotowane, powstaje sos i podaje się je z ryżem. Po tej historii jestem w stanie uwierzyć, ze Chińczycy zjedzą naprawdę wszystko…
2. A teraz historia Jona, który z racji wykonywanej pracy dość często podróżuje. Siedzi sobie raz z kontrahentami w małej przyhotelowej restauracji, hotel klasy średniej, trzy gwiazdki, ale dość przyjemny. W restauracji oprócz nich siedzi chińska rodzina z małym chłopcem. Nagle chłopcu zachciało się siusiu. Co robi matka? Wygrzebuje z torebki siatkę plastikową, każe chłopcu tam się załatwić, następnie zawiązuje ją i w szokujący dla Europejczyków sposób, to znaczy krzycząc i wielokrotnie pstrykając, woła kelnera i przekazuje mu tą siatkę, by coś z nią zrobił. Gdy ten z obrzydzeniem odmawia, podchodzi ona do kosza na śmieci (zaraz obok drzwi kuchennych) i tam go wyrzuca. Bez komentarza :)
3. W Chinach oprócz „the great wall” funkcjonuje dotkliwie „the great firewall”. Dostęp do internetu dla całych Chinach przechodzi przez dwa super serwery. Wadą takiego rozwiązania jest kiepska prędkość Internetu, której doświadczamy od chwili przekroczenia chińskiej granicy- włączenie strony Onetu zajmuje często trzy-cztery minuty. Niezwykłą jednak zaletą, dla chińskiego rządu, jest możliwość błyskawicznego wyłączania stron, usług czy całego Internetu. Przeczesywanie sieci w celu poszukiwania ‘antychińskich’ treści należy do sztabu ludzi zatrudnionych w ministerstwie propagandy. Nie macie pojęcia jak irytujące jest gdy po wpisaniu www.youtube.com wyświetla się pusta biała strona. I tak przy wielu „niewinnych” witrynach.