Geoblog.pl    minirtw    Podróże    mini RTW    Mekong w dwóch odsłonach
Zwiń mapę
2009
15
mar

Mekong w dwóch odsłonach

 
Wietnam
Wietnam, Mỹ Tho
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18153 km
 
Cóż te biura podróży mają w sobie? Chociaż już kilkukrotnie zarzekaliśmy się, że więcej na zorganizowaną wycieczkę nie pojedziemy, znowu na takiej wylądowaliśmy… Jako usprawiedliwienie możemy podać jedynie fakt, że autobus do miejscowości do której mieliśmy dotrzeć kosztował tylko 3 dolary mniej niż zorganizowana forma podróży, no a tu mieliśmy dostać i obiad (okropny) i owoce (3 plasterki ananasa i jeden mini-banan), no i oczywiście przejażdżkę łódką po Mekongu (15 minut).
Jak się okazało wietnamska matematyka turystyczna ma w sobie coś z magii, gdyż do 20-osobowego autobusu zmieściło się nas… 28 plus oczywiście kierowca, przewodnik i 3 duże plecaki. Bus był oczywiście z klimatyzacją. I im goręcej pan zapewniał, że klimatyzacja działa, tym bardziej ona nie działała. I dopiero kiedy temperatura wewnątrz osiągnęła jakieś 35 stopni, kierowca zgodził się otworzyć okna i po chwili świeży podmuch dwutlenku węgla i metali ciężkich schłodził nasze udręczone lica.
Podróż przedłużyła się z planowanych dwóch do trzech godzin, ale oczywiście sklepy z rękodziełem trzeba było zobaczyć. Wszędzie więcej turystów niż miejscowych i wszędzie próbują nam coś opchnąć. Szczyt absurdu osiągnęliśmy przy punkcie „Enjoy fruit and music” (w wolnym tłumaczeniu relaks przy owocach i muzyce), kiedy to przy wspomnianych już wyżej trzech plasterkach ananasa katowano nas popisami dwuzębnego, siedemdziesięcioletniego wokalisty plus sekcja instrumentów smyczkowych. Wszystkie kompozycje, nie licząc hymnu ku chwale Ho Chi Minha, były jego własnego autorstwa i zawierały w sobie niezwykłą głębię. Płakała nam dusza i krwawiły uszy.
Postanowiliśmy, że mamy tego już dosyć i jakkolwiek nie byłoby to trudne, schodzimy ze szlaku: zostajemy w najbliższej większej miejscowości i deltę Mekongu zwiedzamy sami. Gdy nasz busik wysadził nas pośrodku niczego, nareszcie poczuliśmy, że jesteśmy w Wietnamie.
Po czym można rozpoznać, że zeszło się z typowo turystycznego szlaku?
1. W naszą stronę non stop kierują się mniej (dzieci) lub bardziej (dorośli) dyskretne spojrzenia- na nowo staliśmy się rodzajem atrakcji turystycznej.
2. Pani straganiarka jak zobaczyła, że się do niej zbliżamy, wydała z siebie potężny ryk. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż do naganiaczy zdążyliśmy się już przyzwyczaić, tym razem jednak był to ryk przerażenia- wzywała koleżankę z ostatniego stoiska, która znała parę słów po angielsku, by nas obsłużyła. Gdy ta nie przychodziła wystarczająco szybko cały chór pobliskich straganiarek, w ogóle nie zwracając na nas uwagi, huknął równo, by przyspieszyć jej krok. Zafrasowana „anglistka” przyspieszyła i ku ogólnej uciesze całego otoczenia sprzedała nam bagietkę :)
3. Inna sprzedawczyni, ta z typu obnośnego kramiku, który stoi przy tobie i nie odczepi się aż coś się kupi lub znudzi jej się stanie, gdy nas zobaczyła siedzących na ławce w parku, uciekła przerażona. Ta sama pani w Sajgonie uznałaby nas za wyjątkowo dobry cel i stałaby przy nas wyjątkowo upierdliwie długo.
4. Nie ma infrastruktury turystycznej. Hotele w miejscowości wielkości Wrześni są trzy, w tym jeden państwowy umeblowany a la późny Gierek, gdzie pani w recepcji rytuał meldunkowy rozpoczęła od bardzo dokładnego sprawdzenia ważności naszych wiz.
5. Brak wypożyczalni skuterów, więc transportu trzeba szukać pośród miejscowych. Jedna pani usłyszawszy, ze potrzebujemy motor, szczęśliwa wykrzyknęła, że jej kuzyn ma jeden i już po paru chwilach była przy nas z delikwentem.
6. Nieznajomi zaczepiają cię na ulicy tylko po by pochwalić się znajomością kilku angielskich zwrotów i nic od ciebie nie chcą.
Najciekawsza jednak przygoda spotkała nas kiedy rozkoszowaliśmy się lodami na kolację ( w knajpach nie ma angielskiego menu, a baliśmy się pójść na całość). Już od dłuższej chwili nam, a właściwie zawieszonemu na danielowej szyi aparatowi przyglądała się grupka miejscowych fotografów kręcących się po parku. W końcu jeden odważny usiadł przy nas i podał Danielowi swój aparat do obejrzenia. Jak się domyśleliśmy- na zasadzie wzajemności. Kiedy inni zobaczyli, że biali nie gryzą, a co więcej są nawet interaktywni, zbiegli się całą chmarą i zaczęli pokazywać swoje zdobycze „najnowszej” techniki. Wprawdzie była to pierwsza generacja lustrzanek cyfrowych z ekranami wielkości znaczka pocztowego, ale kiedy towarzystwo się rozpstrykało, śmiechu było co niemiara. Początkowo myśleliśmy, że chcą sobie zrobić z nami zdjęcie, ale już po chwili dali Danielowi delikatnie do zrozumienia, że na zdjęciu to on co najwyżej zawadza. I tak po raz pierwszy w życiu mogłam się poczuć jak gwiazda filmowa :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (2)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
asiaileszek
asiaileszek - 2009-03-15 23:20
Ostatni wpis kończyliście pytaniem, czy Wam się uda?
Stwierdzam, że wbrew kiepskiemu początkowi udało się przednie:-)
Prawdziwy Wietnam, prawdziwi ludzie, zachowania, reakcje, zwyczaje – to bezcenne spostrzeżenia i doświadczenia, których zapewne nie uświadczymy w standardowym przewodniku. Dzięki za taką formę relacji, momentami czuję jakbym był z Wami. Zresztą nie tylko ja, ale i moje muzy tzn. mama Asia i mama Ola, bo tak się składa, że ja tylko klikam i zostałem tu oddelegowany przez Wasze szanowne Mamy :-)
Swoją drogą tu apel do pozostałych czytaczy: Więcej aktywności i weny na forum, Kochani! Martynka i DAniel też pewnie tęsknią za naszą obecnością w tym miejscu:-)
Wracając do meritum, pewnie miło być w centrum uwagi w tak egzotycznym miejscu, i ego Wam skoczyło..?
Musicie się dziwnie czuć, gdy nikt Was nie nagabuje i niekoniecznie chce coś sprzedać…Ostania przygoda z fotografikami ( fotografami) i u nas wzbudziła rozbawienie…tylko Danielowi było nie do śmichu. Z drugiej strony prawdziwa gwiazda zawsze ma koło siebie bodyguarda…:-)))
Ważne, że Wasze przygody a czasem perypetie budzą u Was uśmiech i dają powera do dalszej drogi.
Niech tak zostanie i do spotkania po dolinie Mekongu:-)
Ciekawe czy wpadniecie na to, skąd u nich aż tyle ryżu???
A, uroczo wyglądacie w tych kapelusikach no i przeprosiny przyjęte, ale liczymy na potęzne zadośćuczynienie:-)
 
wojtektychy
wojtektychy - 2009-03-16 09:48
witajcie, od kilku dni z zona sledzimy z zainteresowaniem wasza podroz, juz niedlugo bo w maju wybieramy do malezji i singapuru(katowice-londyn-kl-penang-borneo-singapur-kota bharu-perhentian kecil-kl-londyn-katowice),a tu jeszcze taka niespodzianka ze jestescie w wietnamie a dlatego niespodzianka, bo bylismy w tajlandii i wietnamie w zeszlym roku w czerwcu i wracaja mile wspomnienia,mamy do was wiele pytan ktore chcielibysmy zadac ale mysle ze po waszym powrocie,na razie z zainteresowaniem czytamy, w sajgonie kupowalismy wycieczki w biurze sih cafe ,bez zarzutu http://www.sinhcafe.com/index.htm, nie wiem czy sie na cos przyda bo nie znam waszego dalszego planu,pozdrawiamy i czekamy na dalsze wpisy
justyna i wojtek
 
tonik
tonik - 2009-03-17 15:26
Siema GLOBTROTERZY :):):)!!!

Wielkie dzięki za kartkę - doszła :). Chciałem powiedzieć, że mnisi mają fajowy kolor habitów, ale z uwagi na mały error niestety nie porwę się na jego nazwanie - kiedy patrzę na kartkę to raz są czerwoni, a raz pomarańczowi, więc zakładam że coś pomiędzy ;):D. Ktokolwiek z Was wybierał kartkę to trafił idealnie w "zastrzeżone" pasmo światła - nadal mam niezły ubaw patrząc na obrazek :):):).

Trzymajcie się ciepło!!!

t:)

 
 
minirtw
Daniel Drążkiewicz i Martyna Kołodziejska
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 107 wpisów107 267 komentarzy267 1375 zdjęć1375 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
31.01.2009 - 09.08.2009