Geoblog.pl    minirtw    Podróże    mini RTW    Good morning Vietnam!
Zwiń mapę
2009
13
mar

Good morning Vietnam!

 
Wietnam
Wietnam, Ho Chi Minh City
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18097 km
 
Człowiekowi się wydaje, że przez ten miesiąc z okładem zdążył już poznać Azję i że mało rzeczy jest go jeszcze w stanie zaskoczyć, a tu proszę: przeżyliśmy kolejny kulturowy szok. Czego dotyczy? Sądzę, że klimat najlepiej odda stworzone pod jego wpływem „haiku” autorstwa Daniela:
„Dobry Boże, uchroń tych co na motorze,
Jezu Chryste, ocal motocyklistę.”
Jak się więc możesz, drogi Czytelniku, domyślać szok ten po raz kolejny ma podłoże komunikacyjne: w ciągu godziny w Sajgonie widzieliśmy więcej motocykli niż w Polsce jest zarejestrowanych. Ja wiem, że może Wam się wydawać, że się powtarzamy, że o ruchu ulicznym pisaliśmy już i z Kula Lumpur i z Bangkoku, ale do tamtego natężenia zdążyliśmy się przyzwyczaić i za każdym razem, gdy myśleliśmy, że gorzej już być nie może, okazywało się, że wręcz przeciwnie. Przewodnik potwierdza nasze spostrzeżenia: ruch motorowy tutaj jest czymś unikalnym na skalę światową. Przez ulice przelewa się nieprzerwanym strumieniem rzeka jednośladów, która najbardziej przypomina nam stado szarańczy: trzymają się razem i są absolutnie wszędzie. Jeżeli na przykład droga jest jednokierunkowa, to znaczy, że motocykliści w drugą stronę będą poruszać się… chodnikiem. Co więcej: zostaliśmy dziś niejednokrotnie wytrąbieni, gdy na chodniku odpowiednio szybko nie usunęliśmy się im z drogi.
A przechodzeniu przez ulicę przewodnik Lonely Planet poświęcił osobny rozdział. Na szczęście, gdyż bez jego porad, w najlepszym wypadku pisalibyśmy do Was ze szpitala. Sztuka przechodzenia przez ulicę (tak, tak- zdecydowanie należy nazwać to sztuką) wymaga stalowych nerwów lub głębokiej wiary w to, że oni NAPRAWDĘ nie chcą cię przejechać. Tu nie czeka się na moment kiedy na drodze jest pusto lub motocykl jest w odpowiedniej odległości, gdyz takich momentów nie ma. Tu czeka się na moment, kiedy strumień pędzących motorów jest trochę mniejszy, wychodzi się na ulicę i przekracza ją bardzo powoli, nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów by… dać czas motocyklom by mogły cię wyminąć z lewej lub z prawej. I tak jak w Europie przez dużą ulicę przechodzi się szybko, często biegiem, tu tubylcy stosują zasadę: im większa i bardziej zatłoczona ulica tym wolniej prze nią przechodź.
Warto odnotować również fakt, ze po raz pierwszy od 1989 roku znaleźliśmy się w państwie komunistycznym. I wierzcie mi, nie wygląda to jak żywe wspomnienie PRL-u. Co więcej: gdyby tak wyglądał PRL, to ciągle byśmy jeszcze w nim tkwili, a Wałęsa siedziałby w stoczniowym doku i lutował kabelki. Dostępne są tu wszelkiego rodzaju imperialistyczne dobra konsumpcyjne: od butików najlepszych marek po stragany na których sprzedaje się podróbki tychże. Również wcielanie zasad równości społecznej nie wygląda podręcznikowo: obok ubogich rikszarzy i ulicznych sprzedawców przejeżdżają Lexusy podążające ku pięciogwiazdkowym hotelom. I jeszcze: dolar jest tu walutą niemalże równorzędną z wietnamskim dongiem. To w nim podawane są turystom ceny za taksówki, noclegi czy wycieczki. Za usprawiedliwienie służyć może jedynie fakt, że 1 USD to 17500 dongów i notoryczne wykonywanie skomplikowanych operacji matematycznych w pamięci już po pierwszym dniu doprowadza nas do szału. No i to wieczne liczenie zer na banknotach…
Dzisiejszy dzień spędziliśmy na oswajaniu się z kulturowym szokiem i wybraliśmy raczej luźny program zwiedzania, którego zdecydowanie najmocniejszym punktem było Muzeum Pozostałości Wojennych. Wcześniej nazywało się ono Muzeum Chińskich i Amerykańskich Zbrodni Wojennych ze szczególnym naciskiem na tych ostatnich.
Bez względu na to jak jednostronnie została pokazana historia wojny wietnamskiej, jest ona przerażająca. Dziesiątki zdjęć przedstawiających między innymi masakrę w My Lai, wspomnienia ofiar poparzonych napalmem, narzędzia tortur, a także płody ludzkie zniekształcone w wyniku zastosowania silnie toksycznych substancji do niszczenia upraw i lasów. Wszystko to pokazane w drastyczny sposób, bez taryfy ulgowej dla Amerykanów, bez owijania w bawełnę. Na koniec na szczęście pozytywny akcent: nawoływanie do pokoju na świecie i kolorowe rysunki dzieci.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
asiaileszek
asiaileszek - 2009-03-14 23:58
Kupuję słowa Daniela jako swego rodzaju motto na nadchodzący sezon motocyklowy:
„Dobry Boże, uchroń tych co na motorze,
Jezu Chryste, ocal motocyklistę.”
Niby proste w formie, ale z całkiem głęboką treścią…
Wietnam już po Waszych kilku słowach i zdjęciach wydaje się być niezwykle interesujący. Fenomen ilości motocykli nie daje mi spokoju, zacząłem szukać statystyk, ile ich naprawdę jest w Sajgonie. W różnych źródłach pojawiają się cyfry od 5 mln do 8 mln, czyli 1 na mieszkańca…Ciężko to sobie wyobrazić…
Tak jak i specyficzną formułę komunizmu i rolę dolara…Być może to przez okres kolonialny i rolę Francuzów, którzy m.in. nazwali to miasto Sajgon i ustanowili stolicą swoich indochińskich kolonii…do 1954 r.
Fajnie jest zobaczyć to miasto i kraj z bliska. Właściwie, oprócz tej krwawej wojny opisanej i pokazanej głównie przez amerykanów, niewiele wiemy o tym zakątku. Będziemy pilnie śledzić Wasze relacje, bo już ta pierwsza rozbudziła nasze apetyty.
Dedykujemy Wam oficjalną dewizę Socjalistycznej Republiki Wietnamu:
Niezależność - Wolność - Szczęście
- całkiem sympatyczna:-)

 
 
minirtw
Daniel Drążkiewicz i Martyna Kołodziejska
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 107 wpisów107 267 komentarzy267 1375 zdjęć1375 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
31.01.2009 - 09.08.2009