Geoblog.pl    minirtw    Podróże    mini RTW    Świątynia tygrysów
Zwiń mapę
2009
05
mar

Świątynia tygrysów

 
Tajlandia
Tajlandia, Kanchanaburi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14347 km
 
Dzisiejszy dzień rozpoczął się skoro świt, a właściwie znacznie przed świtem, gdyż już o 4.30. Tak wczesna pobudka nie była oczywiście dobrowolna, tylko wymuszona faktem, że zakupiona przez nas wycieczka miała się rozpocząć o 6.00. W planie 3 następujące punkty: floating market (rynek na wodzie?) w Damnernsaduek, most na rzece Kwai i świątynia tygrysów.
Pierwszy punkt programu miał być barwny i pełen miejscowej ludności, która pływając swoimi lokalnymi łódeczkami po kanałach kupuje z innych łódeczek owoce, warzywa i inne regionalne produkty. Niestety wyszło jak zawsze, czyli ryneczek zamienił się w mocno eksploatowaną atrakcję turystyczną, gdzie na jedną sprzedawczynię przypadało około dziesięciu turystów.
Kolejna część wycieczki była już lepsza: przedstawiono nam historię budowy kolei śmierci: 415 kilometrowego odcinka łączącego Birmę i Tajlandię budowanego w trakcie IIWŚ. Swą złą sławę zawdzięcza ona znanemu filmowi „Most na rzece Kwai” oraz faktowi, że przy budowie zginęło około 15000 jeńców brytyjskich, amerykańskich, australijskich i holenderskich, no i 100000 przymuszanych do pracy Azjatów, ale o tym wspomina się już ze zdecydowanie mniejszym patosem. Tymi złymi byli oczywiście Japończycy, którzy zaplanowany na 5 lat projekt postanowili wykonać w 16 miesięcy nieludzko wykorzystując pracę głodujących jeńców. Tak więc zwiedziliśmy cmentarz wojskowy, gdzie aktualni ludzie ci są pochowani, muzeum, a następnie most przez rzekę Kwai. Co ciekawe, ten drewniany, o którym jest film, był tylko mostem pomocniczym, który miał służyć do czasu zbudowania betonowego.
No i następnie gwóźdź programu, czyli świątynia tygrysów. Początkowo była to zwykła buddyjska świątynia i miejsce medytacji dla tamtejszych mnichów. Miejsce to znajduje się niedaleko olbrzymich lasów deszczowych, w których miejscowi ciągle dla pieniędzy polują na zamieszkujące je tygrysy. Zabijają dorosłe osobniki, przy których często znajdują małe tygryski i na szczęście są na tyle łaskawi, że podrzucają je mnichom. I w taki sposób w świątyni pojawiły się pierwsze tygrysy. Te zaczęły się rozmnażać, ludzie przynosili następne i aktualnie jest ich 38 sztuk. Nie byłoby w tym nic specjalnie nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że tygrysy te są bardzo oswojone z ludźmi i można do nich podchodzić i ich dotykać. Według ulotki, którą dostaliśmy przy wejściu mnisi robią wszystko, by zwierzęta te móc wypuścić z powrotem na wolność. Niektóre organizacje proekologiczne (choć tego oczywiście w ulotce już nie znalazłam) uważają, że jest wręcz przeciwnie-mnisi przyzwyczajają tygrysy do ludzi usypiając tym samym ich instynkt, a robią to oczywiście dla pieniędzy. I muszę niestety zgodzić się z tymi ostatnimi: te tygrysy to jest świetnie zorganizowany i nakręcony biznes- po prostu maszynka do robienia pieniędzy, w szczególności, że bilet wstępu kosztuje 500 batów, a „specjalne” zdjęcie z tygrysem aż 1000. Ogólnie w miejscu gdzie te tygrysy przebywają odbywa się cały „rytuał”- najpierw trzeba odstać swoje w kolejce następnie dwóch opiekunów-wolontariuszy podchodzi do ciebie, jeden bierze aparat, drugi natomiast ciebie za rękę i prowadzi wśród tygrysów uwiązanych jedynie do dość długich łańcuchów. Niesamowite przeżycie. Daniel-twardziel mówi, że jego to nie ruszało, a mi serce waliło jak oszalałe, szczególnie jak widziałam ich wielkie łapska, które z łatwością mogłyby mnie dosięgnąć. Kolejnym „obrządkiem” dla turystów było wyprowadzanie tygrysów do miejsca ich noclegu. Turystów było około 50, obsługi pewnie w sumie podobna liczba. Kazano nam się ustawić w jednym szeregu i gęsiego podążać za mnichem prowadzącym na smyczy tygrysa. Wcześniej uprzedzono nas również, że ów tygrys jest samcem i lubi znaczyć teren, więc jeśli kogoś obsika, to należy zachować spokój, bo inaczej można stracić więcej niż tylko buty. Daniel marzył, by być tym wyróżnionym, niestety szczęście mu nie dopisało…
Potem została nam już tylko droga powrotna do Bangkoku, a następnie pociąg do Ayuttaya. Podróż miała trwać tylko 1,5 godziny, więc postanowiliśmy zaszaleć i pojechać klasą trzecią, szczególnie, że był już wieczór, więc upał nie doskwierał, a cena biletu w porównaniu z drugą klasą była znacząco różna. Słysząc trzecia pewnie myślicie o drewnianych ławkach. Nie moglibyście mylić się bardziej: drewniane ławy zostały obite ekoskórą w odcieniu lazuru tajlandzkich wód, który to kończył się metalową listwą, tak wyprofilowaną, by uwierać w potylicę. No i czas, któż liczyłby czas? Na 76-cio kilometrowym odcinku, który planowo miał być przejechany już strasznie wolno, bo przez 1,5 godziny, pociąg miał jedynie godzinę opóźnienia. Co ciekawe jadący z nami Tajowie przyjęli to ze stoickim spokojem stwierdzając, że normalnie spóźnia się więcej…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
karolinka5
karolinka5 - 2009-03-07 12:43
kochani miedzy rosyjsko-ukraińskim znojem a politologia cunie jest poczytać wasze przygody, człowiek ma wrażenie ze w innym świecie sie znajduje a wasze opisy bardziej przypominają książke niz rzeczywistość. A tak na marginesie to dobry pomysł na biznes:)jabyście po powrocie opublikowali wasze przygody. Martynko wbrew temu co deklarowałaś na początku Twoje opisy nie sa pozbawione barwnosci wrecz przeciwnie czyta sie z je zapartym tchem. Daniel nie dziwie sie ze chcialeś być naznaczony przez tygryska bo ja pewnie tez bym o tym myślała.Mam tylko jeden lekki niedosyt ze zdjęcia z tygryskiem nie ma, ale rozumiem ze ze względów finansowych.Trzymajcie sie tam, czekam ma kolejny wasz fascynujący dzień.
 
minirtw
minirtw - 2009-03-07 15:06
Karolinko, cieszymy się, że się podoba. Oczywiście zdjęcia z tygrysem są, tylko ciągle mamy problemy z ich wgrywaniem :) Pozdrawiamy serdecznie i życzymy powodzenia w rosyjsko-ukraińskich bojach!
 
asiaileszek
asiaileszek - 2009-03-07 23:47
Karolinka tym razem nie doceniła pasji podróżniczej naszych zdobywców. Co jak co, pierścionka ze szmaragdem sobie odmówili, może rzeczywiście był ciut za drogi, ale zdjęcia z tygryskami – nigdy! Tylko te uśmiechy jakby troszkę nienaturalne a kociaki wyglądają tak łagodnie i sympatycznie….:-)
Ale, wrócimy do poranka, rynek na wodzie – skoro był w programie wycieczki to oprócz tych różności musieli być turyści…Wiedzą jak i gdzie zarabiać na białych.
Most na rzece Kwai – właściwie wszystko ujęliście w swoim lapidarnym, choć dramatycznym opisie.
Warto było poznać ten kawałek okrutnej dla aliantów historii. Dodam tylko jako ciekawostkę, że brutalność Japońców była konsekwencją samurajskiego kodeksu bushido, według którego żołnierz nie powinien zgodzić się na hańbę uwięzienia, wybierając raczej rytualne samobójstwo. Jako ludziom pozbawionym honoru, jeńcom alianckim odmawiano wszelkich praw, głodzono i poniewierano, praca-18 godz.... Najwięcej ofiar zebrały, nadchodzące wraz z porą monsunów, cholera i malaria. Mówi się, że każdy podkład kolei tajlandzko - birmańskiej kosztował śmierć jednego człowieka…:-(
Pójdźmy dalej…do tygrysków:-) Opis tych bliskich spotkań (3?) stopnia wywołuje u nas lekki dreszczyk emocji. Myslę, że dla Was był to duży DRESZCZ, nawet dla twardzieli..:-)
Stanowczo spokojniej ogląda się tę sympatyczną kozę(?), której Daniel tak przypadł do gustu. Ot, niby azjatycka koza a gust całkiem, całkiem:-)
 
Ola i Mik
Ola i Mik - 2009-03-08 19:38
Podpisuję się pod pomysłem na publikację przygód w formie papierowej!
U nas też w pewnym sensie gorąco, ferwor przygotowań do 18 robi swoje:).
Poza tym stara bida:)
Całusy
 
~lidia~
~lidia~ - 2010-03-06 17:52
"te tygrysy to jest świetnie zorganizowany i nakręcony biznes- po prostu maszynka do robienia pieniędzy, w szczególności, że bilet wstępu kosztuje 500 batów, a „specjalne” zdjęcie z tygrysem aż 1000"
bardzo nie podoba mi sie to stwierdzenie!
odpowiedz proszę jak mnisi mają utrzymać te piękne koty, skoro samo pożywienie kosztuje ogromne pieniadze, poza tym minimalna opieka lekarska, opiekunowie.... - koty zarabiają same na siebie i nie nazywaj proszę tego maszynką do robienia pieniędzy, bo to jest nie sprawiedliwe, bardzo niepoprawne....
a poza tą uwagą to bardzo zazdroszczę spotkania z tygrysami, bardzo!
 
~lidia~
~lidia~ - 2010-03-06 17:52
"te tygrysy to jest świetnie zorganizowany i nakręcony biznes- po prostu maszynka do robienia pieniędzy, w szczególności, że bilet wstępu kosztuje 500 batów, a „specjalne” zdjęcie z tygrysem aż 1000"
bardzo nie podoba mi sie to stwierdzenie!
odpowiedz proszę jak mnisi mają utrzymać te piękne koty, skoro samo pożywienie kosztuje ogromne pieniadze, poza tym minimalna opieka lekarska, opiekunowie.... - koty zarabiają same na siebie i nie nazywaj proszę tego maszynką do robienia pieniędzy, bo to jest nie sprawiedliwe, bardzo niepoprawne....
a poza tą uwagą to bardzo zazdroszczę spotkania z tygrysami, bardzo!
 
~lidia~
~lidia~ - 2010-03-06 17:52
"te tygrysy to jest świetnie zorganizowany i nakręcony biznes- po prostu maszynka do robienia pieniędzy, w szczególności, że bilet wstępu kosztuje 500 batów, a „specjalne” zdjęcie z tygrysem aż 1000"
bardzo nie podoba mi sie to stwierdzenie!
odpowiedz proszę jak mnisi mają utrzymać te piękne koty, skoro samo pożywienie kosztuje ogromne pieniadze, poza tym minimalna opieka lekarska, opiekunowie.... - koty zarabiają same na siebie i nie nazywaj proszę tego maszynką do robienia pieniędzy, bo to jest nie sprawiedliwe, bardzo niepoprawne....
a poza tą uwagą to bardzo zazdroszczę spotkania z tygrysami, bardzo!
 
Ania
Ania - 2010-11-15 23:10
byłabym wdzięczna gdyby Pani podała mi z jakiego bróża podróży jechaliście, ile kosztowała wycieczka itd... moim marzeniem jest odwiedzenie tej świątyni.. :) proszę przesłać na maila: zimnaq@wp.pl byłabym wdzięczna!
 
 
minirtw
Daniel Drążkiewicz i Martyna Kołodziejska
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 107 wpisów107 267 komentarzy267 1375 zdjęć1375 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
31.01.2009 - 09.08.2009