Tego dnia przebudziliśmy się dość wcześnie i poszliśmy na śniadanie. Było to typowe śniadanie, czyli ryż z kurczakiem w sosie słodko-kwaśnym za 3,5 zł od łebka :) Ta miejscowośc jest raczej mało odwiedzana przez turystów, więc restauracji z zachodnim jedzeniem nie uświadczysz. Miejsce, w którym my się stołowaliśmy trudno byłoby nazwać restauracją, ale jedzenie smaczne i zawsze pełno ludzi.
W przewodniku wyczytaliśmy, że w okolicy znajduje się szkoła dla małp, która uczy małpy zrywać kokosy z palmy, rozróżniać które są dojrzałe, a które nie. Tylko jak tam dotrzeć nie mogąc porozumieć się z tubylcami?
W recepcji hotelowej udało nam się ustalić, że na miejsce najpierw jedzie się tuk-tukiem, a potem moto-taxi, Daniel wpadł również na genialny jak się później okazało pomysł, żeby pani z recepcji napisała nam adres tej szkoły w ich alfabecie. Przy intensywnym użyciu mowy ciała, co chwilę wymachując karteczką z zapisanym adresem, udało nam się znaleźć stację autobusową i właściwy tuk-tuk i już po chwili mknęliśmy usadzeni na ławeczkach zdecydowanie bardziej przystosowanych na azjatyckie niż europejskie rozmiary. Po piętnastu minutach jazdy zostaliśmy wysadzeni na skrzyżowaniu, a kierowca tuk-tuka zaczął łapać dla nas motorek, na którym jak się okazało oprócz kierowcy mieliśmy jechać obydwoje.
Nazwa szkoła dla małp okazała się bardzo szumną- na miejscu zastaliśmy zagrodę tubylczego rolnika. Usadzono nas na krzesełkach i owy rolnik- mistrz ceremonii, popisując się znajomością angielskiego przed kilkoma miejscowymi kobietami wyrecytował: ” monkey work, monkey show’, co powinno zostać zinterpretowane jako: a teraz pokażę państwu dwa rodzaje małp jakie tu szkolimy, część z nich szkolimy jako małpy do pracy- zrywające kokosy, a część jako małpy „cyrkowe”.
A potem rozpoczął się „zapierający dech w piersiach” pokaz jak małpka wchodzi na drzewo, rozpoznaje który kokos jest dojrzały, a następnie przytrzymując się jedną ręką zaczyna nieszczęśnika obracać aż w końcu się urwie. Ta słodka małpka traktowana była ogólnie jako zwierzątko domowe, niestety cały czas była na sznurku i z tego co zauważyliśmy wszystkie małpki były, więc chyba wszystkie małpki mają wolnościowe zapędy.
Druga część pokazu należała do kobiet, które rozłupawszy jeden ze zrzuconych przez małpkę kokosów, podały nam sok kokosowy do wypicia, następnie poczęstowały miąższem i pokazały jak robi się mleczko kokosowe. Trzecia część pokazu, czyli monkey show polegała na tym, ze inna już małpka sprzątała, jeździła na rowerku i siadała jak człowiek. Całość trwała w sumie jakieś 15 minut, po czy grzecznie nas skasowano…
Show-man’owi oddać jedynie należy to, że odprowadzil nas na drogę i pomógł złapać znacznie tańszą podwózkę do miasta. Czekając na tuk-tuka byliśmy świadkami niecodziennej (przynajmniej w Europie) sceny, jak pani przyrządzała ryż… z mrówkami.
Samo Suratthani to takie nijakie miasto- niemałe, nieduże, nieciekawe :) Ogólnie panuje syf, nikt nie mówi po angielsku, ale świetny hotel i tanie jedzenie doskonale to zrekompensowały.