Dzień zaczęliśmy od pakowania się i żegnania z rodziną Xavier’ów, no i oczywiście od śniadania- tym razem były to tosty z dżemem kokosowym i świeża papaja :)
Ze zwiedzania Kuala Lumpur pozostała nam tylko wizyta na Petronas Twin Towers, czyli do 2004 najwyższych wieżach na świecie, a teraz najwyższych bliźniaczych wieżach na świecie. Niestety gdy grzecznie ustawiliśmy się w kolejce po bilety okazało się, że najwcześniejsza godzina wejścia to 16.15 i że wjechać można jedynie na Skybridge, czyli mostek łączący obie wieże- położony niżej niż w połowie. Także stwierdziliśmy, że nie warto po to czekać aż sześciu godzin. W trakcie gdy Daniel poszedł oddawać się swej pasji, a ja grzecznie czekałam z naszym bagażem miała miejsce ciekawa scenka.
Jakkolwiek biały człowiek nie jest czymś bardzo niezwykłym w tych rejonach, to nasze blond czupryny ogólnie budzą powszechne zainteresowanie. Także przyzwyczailiśmy się już do mniej lub bardziej ukradkowych, zawsze raczej pozytywnych, spojrzeń w naszym kierunku. Tym razem jednak pewna spora rodzinka muzułmanów przyglądała mi się wyjątkowo długo, gorącą nad czymś debatując. Jak się później okazało dyskutowali który z nich ma podejść. W końcu podszedł senior rodu i łamanym angielskim powiedział, że są z Indonezji i że chcą sobie zrobić ze mną zdjęcie. Moja zgoda została przyjęta z dużym entuzjazmem. Każdy z nich (a było ich z 10) stawał przy mnie wniebowzięcie szczęśliwy i pstrykał sobie fotkę. Tak to właśnie zostałam atrakcją turystyczną :)
Po przeżyciach przy Petronas Towers udaliśmy się w kierunku dworca autobusowego. Przy tej okazji warto wspomnieć o niespotykanej w Europie instytucji naganiacza autobusowego. Jako że na dworcu mieści się co najmniej 100 przewoźników, a każdy z nich urzęduje w małym okienku jeden przy drugim potrzebny jest ktoś, kto wskaże zbłąkanym pasażerom to właściwe okienko. Zbliżając się do alejki kas biletowych dopada do nas około 15 mężczyzn pytając uporczywie dokąd jedziemy i mniej lub bardziej brutalnie kierując w stronę „najlepszej oferty”. Niektórzy mają specjalne super identyfikatory, inny bełkoczą coś przez krótkofalówki, a inni po prostu zdają się na swój urok osobisty. Czekając na autobus siedzieliśmy i przyglądaliśmy się ów zjawisku i musimy stwierdzić, że taki marketing „bezpośredni” sprawdza się zadziwiająco dobrze. Wprawdzie ludzie atematycznie kiwają głową na nie i próbują odejść, ale wierny pomagier-naganiacz już po kilku krokach ramię w ramię z klientem ma go na haczyku;-)
Wybrawszy najtańszą ofertę (lub przynajmniej utrzymując się w takim mniemaniu) kupiliśmy bilety do miejscowości Tanah Rata położonej na Wyżynie Camerona. Autobus, który podjechał do najnowszych nie należał. Automatyczny system otwierania luku bagażowego- „na mopa”, podnosił adrenalinę, gdyż w każdej chwili można było stracić głowę. Uprzejmość pana kierowcy i jego troskliwość o bagaż przekraczała najśmielsze oczekiwania. Gdy przy otwieraniu luku czyjaś parasolka wypadła i poturlała się pod autobus, był na tyle pomocny, że wskazał jej właścicielowi gdzie powinien nurkować jej poszukiwaniu.
Jazda autobusem okazała się bardzo długą i z przygodami. Już gdy wyjeżdżaliśmy z Kuala Lumpur niebo się chmurzyło, po godzinie zrobiło się czarne, przecinane jedynie co pewien czas grzmotem i błyskawicą: zastała nas tropikalna burza. Po 5 minutach przez szosę zaczęły płynąć rwące potoki pomarańczowej wody. W niektórych miejscach były one tak głębokie, że samochody osobowe stawały na poboczu czekając na opadnięcie wody. Nasz dzielny autobus brnął jednak dalej. Niewielką wadą takiej odwagi naszego kierowcy było to, że woda wlewała się do luku bagażowego. Teraz już wiemy czemu system „na mopa”, a nie np. na szczotkę ;-) Odwagę kierowcy można też tłumaczyć faktem, że z racji nie działających wycieraczek nie za bardzo widział co jest przed nami, ale nie będziemy tej teorii drążyć. Ulewa trwała około pól godziny i dala nam możliwość podziwiania pięknych wodospadów z niemalże każdej skarpy przy drodze. Po godzinie 20stej dojechaliśmy do celu. Zaraz po wyjściu z autobusu dopadło nas kilku naganiaczy hotelowych i wybrawszy najlepszą ofertę spośród prezentowanych, pozwoliliśmy się zawieźć na miejsce.