Jest zdecydowanie cieplej, brudniej, hałaśliwiej, ale dzięki Bogu, taniej. Tak więc to bardziej odnosi się do Azji o której słyszeliśmy.
Zastanawialiśmy się jak to jest możliwe, że jednym z dwóch graniczących ze sobą państw problem choroby zwanej denga w ogóle prawie nie istnieje, a tuż za granicą, w Malezji już tak i jest dośc poważny. Przeciez komary granic nie widzą. Teraz już wiemy. Higiena, higiena i jeszcze raz higiena. Wzdłuż każdej z uliczek w Melacce płynie sobie taki cuchnący rynsztoczek, przybierający barwę od szarobrunatnej po zgniło-zieloną, w zależności od tego co mieszkańcy pobliskich domów zwykli tam wlewać. Daniel, jak to ma w zwyczaju, zwiedzając kraj poprzez obiektyw, miał już tę niebywałą przyjemność nurnąć stopą w zieloność malezyjskiego rynsztoku.
Martynie natomiast prawdziwa Azja prawie wlazła do tyłka :) W roli ambasadora Azji wystąpił dorodny, ośmiocentymetrowy karaluch, który swobodnie przechadzał się po ścianach toalety najładniejszego centrum handlowego w mieście. Gdy, nie mogąc się powstrzymać, wybiegła z wrzaskiem z ubikacji, reszta kobiet przyglądała jej się nie rozumiejąc w czym problem, ot karaluch.
Sama Melakka, jakkolwiek została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESO, zdecydowanie nie powala. Jedynie jej historia jest ciekawa: najpierw to miasto portowe należało do Portugalczyków, którzy w 1619 zostali wyparci przez Holendrów, a tych następnie wypędzili Brytyjczycy. Tak więc brama do miasta nazywa się porta……., a ratusz stadhuys :) Miasto może zostać nazwane miastem muzeów, gdyż co drugi budynek to muzeum, w tym tak oryginalne jak Muzeum Nieustającego Piękna czy Muzeum UNOS cokolwiek to jest...
Późnym popołudniem złapaliśmy wieczorny autobus do Kuala Lumpur. Tam od naszej przemiłej jak się później okazało gospodyni – Grace dostaliśmy prikaz by czekać przy Kota Raya. Hmmm… a czym Kota Raya jest?! Ulicą? Placem? Jakimś zabytkiem? Pytając o drogę wszyscy grzecznie wskazywali aby iść prosto przed siebie. Pytając o to czym jest Kota Raya… wszyscy grzecznie wskazywali aby iść prosto przed siebie:-) Postępując jak wyżej, po paruset metrach ujrzeliśmy niebieski neon centrum handlowego Kota Raya. Będąc zmęczonymi postanowiliśmy pójść po najmniejszej linii oporu i kolację zjedliśmy w McDonaldzie. Grace i John- małżeństwo, które nas gości okazali się wyjątkowo sympatyczni i gościnni. Tym razem są to również Hindusi, ale bardziej cywilizowani. Grace wykłada prawo na uniwersytecie w Kuala Lumpur, a John pracuje w administracji państwowej.