Nelson i położone około 100km na wschód Blenheim od dawna konkurują o miano najsłoneczniejszego miasta wyspy południowej. Nelson wygrało- podobno słońce świeci tu 363 dni w roku, ale nawet ten fakt nie był w stanie powstrzymać ciążącego nad nami pogodowego fatum i nas Nelson przywitało, a jakże, rzęsistym deszczem.
Nie warunki pogodowe były jednak powodem naszej wizyty w tych stronach, a zaproszenie otrzymane od Agnieszki i Brenta. Agnieszkę poznałam w dość nietypowy sposób, gdyż… wygooglowałam ją :) Szukając wiadomości o Tonga znalazłam jej wpisy i postanowiłam się skontaktować. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że ta rodowita poznanianka za miłością przeniosła się na drugi koniec świata, do Nelson. Tak więc spotkałyśmy się, ale trochę później niż początkowo przypuszczałam.
Rozkoszując się ciepłem domowych pieleszy zwiedzaliśmy Nelson i park Narodowy im. Abla Tasmana.
Nelson to niewielkie, otoczone z dwóch stron górami nadmorskie miasteczko szczycące się mianem „centrum Nowej Zelandii”. Niesłusznie, gdyż w rzeczywistości punkt ten położony jest w trudnodostępnym miejscu, gdzieś w górach i to właśnie dlatego „geograficzny środek” przeniesiono na jedno ze wzgórz miasteczka.
Kolejną (według nas wątpliwą) atrakcją jest katedra w stylu Art Deco. Pomimo tego. Że budowano ją aż 47 lat nie zachwyca niczym szczególnym; jest niska, przysadzista, szara, nijaka.
Co innego widok ze wzgórz na Boulder Bank, czyli liczącą sobie ponad 13 kilometrów piaskową mierzeję, Za nią rozciąga się zatoka, a w pogodne dni można obserwować znajdujący się po drugiej stronie zatoki park narodowy,
Park zaliczany jest do najpiękniejszych na wyspie, słynie ze szmaragdowych wód, białych plaż i bujnej roślinności. W pogodne dni. Nam niestety trudno było dostrzec jego wyjątkowe piękno, gdyż przy aktualnej aurze wszystko przybrało beżowo-szare barwy, Dlatego też ze szlaku przewidzianego na trzy dni postanowiliśmy uszczknąć jedynie półtorej godziny marszu i po krótkim spacerze, przemoczeni, wróciliśmy, Niewątpliwą zaletą pogody w tym na co dzień zatłoczonym miejscu był na pewno brak turystów. Cały park mieliśmy niemalże dla siebie,