Powiedzmy sobie szczerze: w Australii poza Sydney nasz zachwyt wzbudza jedynie przyroda. Dlatego też podziwiając napotykane po drodze krajobrazy do miasta dotarliśmy późnym popołudniem i postanowiliśmy zwiedzić je w ekspresowym tempie, czyli ograniczając się do głównej zabytkowej ulicy: North Terrace, przy której umiejscowione zostały wszystkie najważniejsze tutejsze zabytki. Od budynku starego dworca, na którego górnych kondygnacjach znajduje się aktualnie kasyno, przez „kwadratową” replikę opery z Sydney (podobno dzięki ścięciu dachu uzyskano znacznie lepszą akustykę, aż po budynek parlamentu (stary i nowy), muzeum stanowe i piękny, zielony kampus uniwersytecki. W ogóle całe miasto tonie w zieleni- zostało zaprojektowane przez jego założyciela w ten sposób, że ludzkie osiedle otoczone jest pierścieniem parków.
Adelajda szczyci się tym, że jako jedyne duże australijskie miasto została zbudowana bez pracy skazańców. Jej założycielowi pułkownikowi Light’owi przykazane zostało wytyczenie miejsca pod budowę osady u ujścia nowoodkrytej rzeki Murray, ten jednak, gdy zobaczył mulisty i zdradliwy brzeg, postanowił założyć miasto prawie 100 kilometrów dalej. Taka samowola spotkała się z dezaprobatą gubernatora i wywołała ostry spór między obydwoma. Historia jednak przyznała rację temu pierwszemu, gdyż założona następnie przez gubernatora nad brzegiem osada nie przetrwała, a Adelajda jest pięknym i tętniącym życiem miastem. Podobnie jednak jak i Melbourne nie ma żadnych poalających atrakcji, więc po zaopatrzeniu się w dużą dawkę prowiantu przed wyprawą w busz opuściliśmy to ostatnie na długo duże miasto.
Opowiedzieliśmy historię powstania Adelajdy, a zapomnieliśmy przekazać o początkach Melbourne, które wiążą się z „szemraną” transakcją dokonaną przez dwóch tasmańskich awanturników. Za koce, mąkę, topory i świecidełka zakupili oni od Aborygenów ponad 200000 ha ziemi, na których właśnie założono miasto. Aborygeni nie znali pojęcia własności ziemi, tym bardziej jej sprzedaży, więc chętnie się zgodzili na „podarunek”. Nieuprawniony zakup rozdrażnił londyński urząd kolonii, ale nie został anulowany. Po kilkunastu latach w okolicach znaleziono olbrzymie pokłady złota i to ostatecznie ugruntowało pomyślność miasta.