Geoblog.pl    minirtw    Podróże    mini RTW    Hongkong
Zwiń mapę
2009
16
kwi

Hongkong

 
Hong Kong
Hong Kong, Hong Kong
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 25014 km
 
Z czym przede wszystkim kojarzy Wam się Hongkong? Nam z niskimi cenami, głównie sprzętu elektronicznego. Nic bardziej mylnego! Hongkong to bardzo drogie miasto, podobno jedno z najdroższych na świecie, co po dwóch miesiącach w biedniejszych rejonach Azji jest wyjątkowo nieprzyjemnym uczuciem. Hongkong to również pierwsze duże miasto, w którym szukaliśmy hosta i go nie znaleźliśmy. Tak więc trzeba było zaniżyć swoje standardy i znaleźć możliwie jak najtańsze lokum.
Jak się okazało w Hongkongu nasze standardy sięgnęły bruku. Po godzinach przeczesywania Internetu udało nam się znaleźć najtańszy pokój za „jedyne” 100 złotych. Było to również jedyne miejsce, o którym w recenzjach nie napisano, że wraz z nami zamieszka sympatyczna gromadka karaluchów.
Od razu jednak gdy zobaczyliśmy budynek naszego hostelu wiedzieliśmy, że dobrze nie będzie: słynna Chung King Mansion, czyli potężny mrówkowiec mieszczący w sobie kilkanaście restauracji, kilkadziesiąt hosteli i kilkaset sklepików z różnorakim badziewiem. Pomieszanie „Little India” z Murzynowem- miejsce, które, jak powiedziała nam nasza honkongijska znajoma, rządzi się własnymi prawami, gdyż policja boi się tu zaglądać.
Nasz pokój o dziwo był czysty, schludny, z łazienką, telewizorem, oknem (w Azji- rarytas) i klimatyzacją. Miał tylko jeden maleńki szkopuł: no właśnie- był maleńki. W pomieszczeniu o wymiarach 1,9x2,5m połowę powierzchni zajmowało łóżko, ćwierć- łazienka, a reszta, czyli dokładnie 1m2 to tzw. Lebensraum. By jeszcze pogłębić wrażenie, że znajdujemy się w łazience, na ścianach położono kafelki…
Według nas Hongkong jako miejsce które każdy turysta powinien odwiedzić jest mocno przereklamowane. Atrakcji turystycznych kilka, z czego większość mocno naciąganych i w dość wysokiej cenie. Największą atrakcją są tu oczywiście zakupy w wszechobecnych centrach handlowych, które niestety w większości składają się z butików drogich marek tj. Gucci czy Armani. Zwykłych sklepów brak.
Z obowiązkowych punktów wycieczki wjechaliśmy oczywiście zabytkowym tramwajem na Wzgórze Wiktorii. Widzieliśmy również największego, siedzącego na dworze Buddę z brązu, który pomimo tylu obostrzeń ciągle jest imponujących rozmiarów.
W naszych wspomnieniach jednak Hongkong pozostanie miejscem niecodziennych doznań kulinarnych. Z zapoznanymi na Wielkim Murze siostrami: Celią i Xenią wybraliśmy się na tradycyjne kantońskie jedzenie. Dań głównych było kilka, niestety żadne z nich nie nadawało się do konsumpcji. Przynajmniej dla nas: Celia i Xenia zjadały się w najlepsze małżowymi naleśnikami czy zwiędniętą, rozgotowaną trawą, którą nazywały warzywem o wdzięcznej nazwie „morning glory”. No i oczywiście kurczakiem, oczywiście z kośćmi :) Gwiazdą wieczoru były jednak tradycyjne chińskie desery: „bird nest saliva” z owocami, czyli w dokładnym tłumaczeniu ślina z ptasiego gniazda. I niestety nazwa ma zdecydowanie więcej wspólnego z rzeczywistością niż w przypadku polskiego „ptasiego mleczka”. Według tłumaczenia naszych kulinarnych przewodniczek (które zresztą pokrywa się całkowicie z tym co opowiadała nam Rhonda w Makao) jest to wygotowane jaskółcze gniazdo, do którego budowy jaskółki używają swojej śliny :/ Substancja ogólnie bezbarwna, bez smaku, lekko słodkawa, o dość obrzydliwej koloidalnej konsystencji.
Daniel natomiast skusił się na lody malinowe z… czerwoną fasolą polane sosem z mango. Patrząc na moją niewyraźną minę podczas próby ptasiej śliny, wyglądał na bardzo z siebie zadowolonego. Do czasu. Aż razem z lodami na łyżeczkę nabrało mu się kilka ziaren fasoli…
Królem wieczoru był jednak król owoców, który zstąpił na talerze pod postacią zielonego (!) naleśnika z bitą śmietaną. Durian. Najbardziej śmierdzący wśród owoców. Celia i Xenia na jego widok aż piszczały z radości. Danielowi udało się zjeść 1/8 porcji, ale miał łzy w oczach i widać było, że walczy ze sobą by nie wypluć zawartości na stół, przełykanie przychodziło mu z dużą trudnością. Ja natomiast wzięłam tylko maciupeńki kawałek i do tej pory na samą myśl robi mi się niedobrze. Smak słodkiej cebuli z bitą śmietaną, konsystencja banana z włóknami. Doświadczenie, które każdy musi przeżyć na własnej skórze :)
Na koniec chcemy dodać jeszcze jedną „mrożącą krew w żyłach” historię z Szanghaju. Działa tam jeden z najnowocześniejszych środków transportu na świecie. Maglev, czyli pociąg lewitujący na poduszce elektromagnetycznej, technologiczne arcydzieło chińskich i niemieckich inżynierów. Przewozi on pasażerów z prędkością dochodzącą do 430 km/h. Istniejący odcinek zbudowano już kilka lat temu, zapowiadając wtedy szybki rozwój tego projektu. I od tego momentu cisza- projekt zarzucono. Dlaczego? Tony papieru, sterty analiz, misterne biznes-plany… A wszystko to rozbiło się o jedną niewinną plotkę. Wśród Chińczyków poszła fama, że poduszka elektromagnetyczna, którą wytwarza maglev działa jak mikrofalówka powodując… obkurczanie się jąder. Kolejka jeździ pusta, a państwo musi dopłacać do jej funkcjonowania.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
asiaileszek
asiaileszek - 2009-04-21 00:35
Pierwsze wrażenie to idealna zgodność tekstu i obrazu we wpisie. Nie wiem w którym momencie bardziej się uśmiałem, czytając tekst o deserach czy ogladając twarze konsumujących…:-)
Ciężko skomentować odczucia smakowe a efekty mimiczne – nie do podrobienia:-)
LAO gratuluje udanych i wielce odkrywczych eksperymentów smakowych.

Generalnie, zdjęcia świetne, czasem dorównują tekstowi a momentami sa nawet lepsze:-)
W Hongkongu nie mogło być tanio m.in. ze względu na rzesze turystów, przyjeżdżających z całego świata, głównie do wolnocłowych sklepów na zakupy a przy tym PKB na osobę w Hongkongu jest 8 wynikiem na świecie i 1 w Azji. Nie bardzo to sprzyja takim globtroterom jak minirtw:-)
Zabytków za wiele też nie zostało bo z powodu małej ilości miejsca. Musieli je wyburzyć, ale tych drapaczy chmur troszkę nabudowali…
Mamy nadzieję, że podróż Maglevem sobie odpuściliście…hmm..?
Na koniec News z tvn24 dobrze podsumowujący chiński etap - Najnowszy model Porsche ma premierę w Chinach…to 3 największy rynek zbytu dla Niemców, coś w tym jest…
Chyba dobrze, że zmieniacie kontynent. Czekamy co będzie dalej...
Powodzenia!
 
zig
zig - 2009-07-09 17:59
'Morning glory' to nazwa potrawy, ktora poznalismy w Wietnamie. To po prostu szpinak smazony z czosnkiem. I jest rzeczywiscie dobry, ale tylko dobrze przygotowany-co sie zadko zdarza.
Nam jakos nie udalo sie skosztowac duriana (bylo tyle innych ciekawych owocow!), czego -nawet pomimo Waszego opisu - zalujemy ;)
 
 
minirtw
Daniel Drążkiewicz i Martyna Kołodziejska
zwiedził 8% świata (16 państw)
Zasoby: 107 wpisów107 267 komentarzy267 1375 zdjęć1375 1 plik multimedialny1
 
Moje podróże
31.01.2009 - 09.08.2009